Nowy wlaściciel Valencii

Valencia finanse

Specjalne koszulki Valencii

Struktura społeczna ma to do siebie, że nie jest łatwo się przemieszczać ku jej górze. W sporcie jest to tym bardziej wyraźne. Jeśli ktoś myśli, że dowolny klub może w dwa lata ze średniaka zmienić w giganta, to się myli. Valencia singapurskiego magnata Petera Lima została stworzona nie od fundamentów, jak należy, lecz od sufitu. W poprzednim sezonie grali w niej zawodnicy wypożyczeni z innych klubów z opcją kupna, będący własnością rozmaitych funduszy inwestycyjnych, wreszcie tacy, którzy godzili się na stosunkowo niskie zarobki by zwiększyć w dobrym zespole swą wartość i wyciągnąć profity później. Po zakończeniu rozgrywek nadszedł bolesny moment wykupu tych wszystkich weksli. Po wykupieniu Gomesa, Cancelo, Rodrigo i Yoela oraz podpisaniu z nimi umów, władze klubu przystąpiły do negocjacji z kluczowymi piłkarzami będącymi jego własnością. Eksplozja formy kilku futbolistów sprawiła, że poczuli, iż ich wartość wzrosła i zaczęli domagać się większych zarobków. Po dokonaniu tych ruchów kadrowych szefowie klubu obudzili się z ręką w nieciekawym miejscu. Przypomnieli sobie, że istnieje coś takiego, jak Finansowe Fair Play, czyli obowiązek zbilansowania dochodów i wydatków. Wydawało się, że na Valencię, świeży w kontynentalnej elicie towar, rzucą się natychmiast sponsorzy. Ogłoszono, że miejsce reklamowe na koszulce na nowy sezon będzie kosztowało zaledwie 8 milionów euro. Nikt się nie zgłosił. Także inne wpływy marketingowe, sprzedaż koszulek wcale nie wzrosły wraz z awansem do kwalifikacji Ligi Mistrzów. Do nowych szefów dociera chyba powoli, że na razie nie zrobili niczego wielkiego, że czwarte miejsce w lidze nikogo na kolana nie rzuciło, że trzeba wiele lat na szczycie i dużej akcji promocyjnej na różnych kontynentach, by Valencia stała się globalną marką, choćby w ćwierci tak złotodajną jak Real czy Barcelona, albo w połowie - jak Atletico. Na razie na punkcie VCF nie zapanowało szaleństwo nawet w Singapurze, co ma jednak zmienić się po lipcowej wizycie zespołu w tym kraju. Brak większych niż w poprzednim sezonie wpływów marketingowych sprawił, że limit płacowy dla Valencii na sezon 2014/15 wynosi w tej chwili 98 milionów euro. W wariancie optymistycznym, po przebrnięciu kwalifikacji LM i zsumowaniu gaży dla obecnych graczy, po podwyżkach, wyszło 108 milionów. Valencia problem FFP rozwiązała trzydrogowo. Po pierwsze nikogo już więcej nie kupować, zaś sprzedaż drogo jakiegoś dobrze zarabiającego zawodnika. PO drugie, agenci poszczególnych piłkarzy już dostali ciekawą propozycję od władz klubu. Dotyczy ona obniżenia klientowi pensji za sezon 2015/16 w zamian za wyrównanie z rekompensatą w kolejnych pozostających do zakończenia umowy. Wszystko albo nic: sukcesy i sponsorzy albo kłopoty i pozbywanie się gwiazd za bezcen. Po trzecie, władze klubu liczą na miejscowych kibiców, że ci wykupią więcej abonamentów na najbliższy sezon, zapełnią Mestallę na każdym meczu. Kampania sprzedaży karnetów ruszyła i jest bardzo agresywna. Już w pierwszej połowie czerwca przed kasami i biurami zaczęły ustawiać się kolejki.

Źródło: Piłka nożna 2015

Co dalej z bałaganaem na Mestalla?

COPYRIGHT 2015 BY WWW.BUSSOCCER.PL WSZYSTKIE PRAWA ZASTRZEŻONE